Jeśli chodzi o wizy to jest wiele rodzajów wiz, dzięki którym
nigdzie jeździć nie trzeba. Na przykład wiza edukacyjna, bez
problemu dostępna dla wszystkich. A przy okazji można się
nauczyć dość szybko języka (oczywiście to zależy od szkoły,
metody nauczania i chęci studenta). W przypadku małżeństwa
raczej nie ma kłopotów z wizą rodzinną.
Jeśli chodzi o visa runs, to mają one sporo zalet. 3-5 lat temu
regularnie je robiłem i dzięki temu zwiedziłem kawał Laosu,
Kambodży, Malezji, Wietnamu, Singapur, etc.. wszystko zależy
jak taką wycieczkę traktujesz, ja nie traktowałem tego jako
przykrego obowiązku, po prostu wpadałem na kilkanaście minut
do ambasady w celu zostawienia/odebrania paszportu.
Natomiast z Tajkami w Niemczech miałem taką mini-przygodę.
Jechaliśmy sobie metrem z moją żoną i wsiadły jakieś starsze
Tajki i zaczęły dyskusję na temat zimnego powietrza w czerwcu
w Berlinie. Otóż jedna z nich miała katar i skarżyła się, że mąż
na nią krzyczy całymi dniami, że się przeziębiła. Doszła do wniosku,
że stało się to przez.... zbyt częste wciąganie zimnego powietrza....
nosem. Oczywiście koleżanki szybko przytaknęły ze zrozumieniem