na początku przyznam się, że jestem totalnym laikiem w tych sprawach. Ponieważ mojej wyobraźni łatwiej jest się posługiwać walutą polską to będę podawał kwoty w PLN, a nie w baht.
Przez Internet poznałem Tajkę ("Nan"). Jej koleżanka ("Lisa") leci w kwietniu do swojego chłopaka zniemczonego Polaka, mieszkającego w Hamburgu. W ambasadzie niemieckiej w Bangkoku złożyła wniosek o wydanie wizy 14 dni, ale wizytowej (miała list z zaproszeniem). Kilka dni później ta moja Tajka Nan złożyła wniosek w ambasadzie polskiej o ("podwójną" - 14 dni) wizę polską, lecz TURYSTYCZNĄ, ponieważ na list było już za późno (obie chciały lecieć razem do Berlina a potem się rozdzielić - Lisa nach Hamburg, Nan w Polskę). Zadbała o wszystkie potrzebne dokumenty, których się wymaga, przetłumaczyła je, załączyła. Pomogłem jej napisać szczegółowy plan podróży (nie uwzględniający mojej roli w nim, bo tak mnie prosiła). Na to wszystko poszło jakieś 1200 zł razem. Przez co na koncie zostało jej jakieś 4.000 zł
Lisa otrzymała kilka dni temu pozytywną odpowiedź i otrzyma(ła) wizę niemiecką Schengen. Wczoraj Nan otrzymała decyzję odmowną ze wskazanymi dwoma powodami, w dużym skrócie "przedstawione cele i warunki podróży nie są wiarygodne" i "nie ma gwarancji, że przed zakończeniem wizy wnioskująca wróci do Tajlandii". Nan twierdzi, że to dlatego, że sprawdzali jej konto i wg. polskiej ambasady, na samolot w obie strony i aby przeżyć w Polsce 14 dni, potrzebuje ona mieć na koncie minimum 10.000 zł, a nie ma. Na piśmie jest jeszcze notka o możliwości odwołania się w terminie 14 dni. Choć, co ciekawe, wyżej jest napisane po angielsku, że decyzja konsula jest finalna.
I tu mam pierwsze pytanie, co do tego odwołania. Czy jest ono płatne? Lisa i Nan twierdzą, że tak, ale na piśmie nic na ten temat nie ma. I z tego co twierdzą, kosztuje to prawie tyle samo, co ponowny wniosek o wizę, czyli ok. 312 zł. Czy taka opłata byłaby zgodna w ogóle z polskim prawem?
Taj mieszkający i pracujący w Polsce od 5 lat powiedział Nan, że sprawę można załatwić pozytywnie w sposób nieoficjalny i wystarczy, że ktoś wiarygodny (posiadający stabilne źródło utrzymania) z Polski zadzwoni do Ambasady RP w Bangkoku i zapewni, że Nan otrzyma opiekę, będzie przez nasz dom utrzymywana i że gwarantujemy jej powrót do Tajlandii przed zakończeniem okresu wizowego. Staram się dowiedzieć od niego, jak to miałoby wyglądać, ale jeszcze nie otrzymałem odpowiedzi, dlatego pytam o Waszą opinię (a najlepiej informacje, bo może ktoś już to robił). Moje pytania są następujące, po pierwsze, czy słyszeliście o takiej nieoficjalnej drodze? Jeśli nie, to pewnie nie ma sensu odpowiadać na pozostałe pytania. Te pytania oddają moje wątpliwości. Szczerze mówiąc, dla mnie to nie do pomyślenia, by taka procedura mogła istnieć:
- czy to możliwe, że na podstawie telefonu i ew. podesłania skanów dokumentów (bo czas nagli) ktoś w Ambasadzie RP podejmie jakąś decyzję o wznowieniu (restarcie w zasadzie) procedury z urzędu?
- czy to możliwe, żeby coś tam się odbyło z urzędu?
- dla tej Tajki jestem w zasadzie obcą osobą. Mimo to mam prawo dowiedzieć się coś o jej wniosku wizowym?
- decyzja została już wydana. Czy sekretarz konsula/konsul może je tak po prostu unieważnić z własnej inicjatywy i wydać nową decyzję (i to jeszcze antydatowaną, no bo są kwity na konkretną datę)?
- kwestia rodzaju wizy. Jeśli taki telefon miałby zadziałać, to czy nie trzeba składać nowych dokumentów (odpowiednich dla wizy nie-TURYSTYCZNEJ lecz np. tej na list z zaproszeniem)
Proszę o pomoc
Pozdrawiam.