Kiedys tu wspominalem ze szwagier mojej zony pracuje w tajskim wymiarze sprawiedliwosci.
On biedny musi co 4 lata zmieniac prowincje ze wzgledu korupcje.
Od 1 kwietnia dostal nowe stanowisko jako Prezes Sadu (chyba tak to sie nazywa po polsku) prowincjalnego w pewnym miescie.
Poniewaz bylem w poblizu to tam pojechalem, on dostaje dom sluzbowy ktory nic nie kosztuje, za prad, wode itd. tez nie musi placic.
Bylem tam przed nimi, przed domem czekal komitet powitalny z szampanem, po powitaniu i fotoshooting dla lokalnej prasy zaproszono nas na powitalna kolacje w stosunkowo drogiej restauracji.
Przyszlo ok 40 bardzo waznych osob , kelerzy mieli duzo pracy, jedzenie bylo wysmienite, bylo ok 12 dan, do picia staly 4 butelki Remy Martin i oczywiscie Heineken, ja pilem jako jedyny Beer Singha.
Pytalem szwagierke kto za to zaplaci, ona mowila ze nie wie, ona tez nikogo nie znala z tych gosci.
Pozniej powiedziala mnie ze jeden wlasciciel hotelu powiedzial kelnerom ze tylko on moze zaplacic.
W trakcie rozmow dowiedzialem sie kim sa ci goscie, a wiec prezydent policji, boss od Immigration Police i inne lokalne wielkosci.
Udalo mnie sie nawiazac kontakt z bossem Immigration Police i po paru drinkach opowiedzialem jemu o problemach z Visum dla farangow, ja nie musze robic visa run ale co 3 miesiace musze sie meldowac, on mnie powiedzial ze to nie jest problem i jak bede w Tajlandi to musze do niego zadzwonic i on to tak zalatwi ze tylko raz na rok musze sie meldowac, zobaczymy.
Dla przykladu jak w Tajlandi znajomosci pomagaja, bylem z Tajska rodzina w okolicy River Kwai, szukalismy hotelu, szwagier od zony wszadl do recepcj i szybko wyszedl, powiedzial drogo 2500 THB za noc, wiec zadzwonil do bossa policji w tej prowincji gdzie pracowal, ten zadzwonil do swojego kumpla w Kanchanaburi i pokoje kosztowaly tylko polowe.
Wczoraj z nim jeszcze dlugo rozmawialem, opowiadal ze caly czas jest zapraszany do restauracji, ostatnio przyszedl gosc do niego i chcial jemu Rolex i Lui Viton torebke podarowac, odmowil przyjecia tych prezentow.